Pustynia, a na niej kość. Wiatr smaga drobinki piasku. Tak
kość zostaje przykryta białym płaszczem. Niewidoczna.
Korzeń z wielką energią rozrywa ziemię. Wyrasta z niej
dorodny kwiat. W bladym świetle księżyca mieni się czerwienią. Biała muszka
znęcona ciepłem kwiatu, przybliża się. On ją pożera.
Zielona butelka mieni się w słońcu i oślepia swoim jaskrawym
odbiciem. Mały chłopiec zostaje popchnięty tuż obok, jego przyjaciele nalegają:
pij, nie wykręcisz się, pomożemy ci. Postanawia zaufać im już drugi raz.
Przykłada do ust, połyka. Następnie odwraca butelkę. Widnieje na niej rysunek
czaszki. Jego przyjaciół już nie ma.
Lepkie, wodniste błoto wylewa się z rur. Z pluskiem uderza o
szare płytki. Rozlewa się jakby ze złością, brudzi ściany.
Tak działają oboje.
A kość leży sama, zapomniana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz