TAJEMNICA
Pewnego słonecznego poranka obudziła się Emilka, bardzo podekscytowana. Dzisiaj przyjedzie rodzina, która była u niej kilka lat temu. Nie mogła się doczekać.
Emilka miała bardzo duży dom. Sześć sypialni, siedem salonów, trzy łazienki i cztery kuchnie. Do tego jeden wielki strych. A w domu mieszkała tylko ona i jej mama. Na zewnątrz duży ogród, w którym rosły sosny i drzewa owocowe, i mnóstwo kolorowych kwiatów. Cały był ogrodzony żywopłotem. A Emilce podobała się najbardziej fontanna na środku ogrodu, do której prowadziły trzy małe dróżki.
Ale coś było dziwne... w rogu ogrodu stała mała drewniana budka. Niektórzy pewnie pomyślą, że to budka na narzędzia, ale nie... to nie było to. Zresztą nikt nie wiedział co to jest. Mama nie pozwalała tam zaglądać Emilce. Dziewczynka pytała dlaczego, ale ona tylko wzruszała ramionami i odpowiadała:
- Tajemnica.
Emilka pospiesznie się ubrała i zeszła na dół.
- Emilka! O jesteś, wujek z ciocią przyjechali - powiedziała mama.
- A jest Laura i Jessica? - zapytała mamę.
- Tak! Przyjechał nawet Krzysio.
- Nie lubię Krzysia. On ma pięć lat!
Nagle usłyszały dzwonek. Mama je otworzyła i weszli nieco siwiejący wujek, umalowana ciocia i dwie bliźniaczki - Laura i Jessica. Koło nich niski blondynek - Krzyś.
- Witam, witam! Widziałam was przez okno! - powiedziała mama witając gości.
Dorośli rozmawiali, a dziewczynki troszkę zawstydzone pokazywały sobie lalki.
- To ta z nowej serii? Podoba mi się ta sukienka.
- A mi ta różowa torebka.
Krzyś schował się za swoimi rodzicami.
- Krzysiu, idź do dziewczynek - mówił jego tata - ej! Pobawcie się w... na przykład w chowanego na dworze. Co?
- Tak! - wykrzyknęły - dobry pomysł! Chodź Emilka!
Dzieci wybiegły do ogrodu, a dorośli poszli oglądać dom.
- Emilka, szukasz! - powiedziała Laura.
- Do ilu liczyć?
- Może do... trzydziestu? - zaoferowała Jessica.
- Dobrze. Raz, dwa... - liczyła dziewczynka.
Dzieci biegały między drzewami i kwiatami szukając dobrej kryjówki.
Laura schowała się za krzakiem bzu, Jessica między tojami, a Krzyś jeszcze nie znalazł dobrego miejsca.
- Dziesięć, jedenaście... - wykrzykiwała Emilka.
Chłopiec próbował się schować w sośnie, ale to nie był chyba dobry pomysł. Nagle... zauważył drewnianą budkę.
- Hmm... tak, schowam się tam! - szepnął sam do siebie.
Malutką rączką próbował otworzyć drzwi, lecz to nie było takie proste. Z całych sił ciągnął, ale nic z tego... .
Chłopiec nagle poczuł dziwny przypływ energii i spróbował jeszcze raz otworzyć drzwi.
Niespodziewanie drzwi otworzyły się z cichym jękiem. Krzyś podszedł bliżej... . Chłopca zalała fala jasnego światła.
- Co to? - szepnął cicho.
Wszedł bliżej. Ciekawość wygrała z niepewnością. Był już o krok od owej światłości. Delikatnie podniósł małą rączkę... nagle usłyszał:
- Mam cię Laura!
- Czyli Emilka szuka... - pomyślał.
Stanął nieruchomo. Nie wiedział czy dalej tam iść, czy wrócić na podwórko.
Nieoczekiwanie coś plątało się koło jego nóg.
- Aaa! - krzyknął.
To "coś" pociągnęło chłopca w stronę światła.
- Co to było? - Emilka stanęła z Laurą.
- To nie był przypadkiem Krzyś? - Jessica wyłoniła się spomiędzy toi.
- Ale gdzie?
Dziewczynki nawoływały Krzysia i biegały szukając.
Dorośli wyszli już z domu.
- Dziewczynki! Krzyś! Mama Emilki zrobiła pyszny obiad! - wołała mama Laury i Jessica'y.
- Mamo, Krzysia nie ma! Szukamy go od piętnastu minut... i nic! - powiedziała Laura.
Rodzice dziewczynek się bardzo tym przejęli i też zaczęli szukać.
- Mamo... - zaczęła Emilka - a może on... on wszedł do tej drewnianej budki?
- Co? Nie... Emilko... - odpowiedziała mama, ale chyba sama nie była przekonana, co do swoich słów.
- Ale co tam jest? - spytała dziewczynka.
- Tam... jest...
Głos mamy zagłuszył warkot samochodów policyjnych, których wezwali rodzice chłopca.
Oni też szukali, nawet w pobliskim lesie.
- Przepraszam, czy do pani należy ta posesja? - spytał jeden z policjantów.
- Tak... - odpowiedziała mama Emilki.
- Czy możemy zobaczyć co jest w tamtej drewnianej...
- Nie! - krzyknęła.
- Dlaczego? - zdziwił się mężczyzna.
Rozmowa trwała dłużej, ale policjant nic się nie dowiedział.
Krzyś pojawił się na kamiennej drodze prowadzącej prosto. Po prawej i lewej stronie dróżki rosła niesamowicie zielona trawa i mnóstwo kwiatów oraz drzew. Na niebie świeciło słońce. Nagle przed chłopcem pojawiła się kobieta. Była ona cała biała - w białych, długich włosach, w białej sukni sunącej się za nią, przypasanej białym pasem aksamitnego materiału. Białą miała skórę i oczy. Uśmiechała się przyjaźnie do Krzysia.
- Witaj! - odezwała się i szeroko się uśmiechnęła - witaj, w Pokoju Życzeń.
- Gdzie... ja jestem? I kim pani jest? - zapytał lekko przerażony chłopiec.
- Jesteś jak wcześniej mówiłam w Pokoju Życzeń, a ja zwę się Rozalina i jestem tu po to, aby spełnić twoje cztery życzenia.
- Naprawdę?
- Tak - przytaknęła.
- A czy mogę zażyczyć sobie więcej życzeń?
- Nie - zaśmiała się kobieta - ale dobrze, dam ci jeszcze jedno.
- Jeju! Dziękuję! A co mogę sobie zażyczyć?
- Wszystko co zechcesz - odpowiedziała Rozalina tajemniczym głosem.
- Więc najpierw chcę dużo pieniędzy, bo rodzice mówią, że nie mają ich dużo...
Koło Krzysia pojawiła się wielka sterta monet i banknotów.
- Łoł! - krzyknął zachwycony - więc... dla mamy chcę sukienkę, bo nie ma na wesele u wujka Piotra.
Kobieta wyczarowała piękną, różnokolorową suknię.
- Dla taty samochód, czerwony!
I tak pojawił się czerwony samochód.
- Dla Laury i Jessica'y niech pani wyczaruje domek dla lalek!
I tak zrobiła Rozalina.
- I... i... zostało mi jeszcze jedno życzenie?
- Tak - przytaknęła kobieta.
- Hmm... - zastanawiał się przez chwilę - pani w szkole mówiła, że niektóre dzieci nie mają nic do jedzenia, więc... chcę żeby nikt na świecie nie był głodny.
Wielka fala jasności na chwilę zalała Rozalinę.
- Twoje życzenie zostało spełnione - powiedziała i się lekko uśmiechnęła - a teraz musimy się pożegnać.
- A jak ja wrócę do domu? - Krzyś zaczął się bać.
- Nie wiem - odpowiedziała - to już nie moja sprawa. A mogłeś tego sobie zażyczyć.
I zniknęła.
Policjanci próbowali dowiedzieć się czegoś od mamy Emilki, ale nic z tego nie wynikło.
- Musimy otworzyć tę budkę - odpowiedział jeden z nich rzeczowym tonem.
- Nie! Zabijecie go! - krzyczała mama Emilki, ale nikt jej nie słuchał.
- Proszę się odsunąć - rzekł policjant.
Chłopiec rozejrzał się. Nagle wszystko się zmieniło - kwiaty zaczęły z niesamowitą prędkością usychać, liście na drzewach zniknęły i zostały tylko puste gałęzie, a trawa zżółkniała. Nie było na niebie widać słońca. Do tego zaczął padać deszcz, a niebo przybrało atramentową barwę.
To miejsce, które przed chwilą wydawało się wspaniałe, spowił mrok i ciemność.
Krzyś płacząc biegł prosto, kamienną drogą.
- Mamo, mamo - szeptał - gdzie jesteś?
Biegł i biegł, ale nie wiedział, że ta droga nigdy się nie kończy.
Policjanci nie mogli otworzyć budki, a próbowali z każdej strony.
- To jest jakaś magia - powiedział jeden z nich.
I miał rację.
- Przepraszam, ale musimy tą budkę zniszczyć - rzekł policjant.
Mama Emilki protestowała, jednak nic to nie dało.
Nagle coś odwróciło uwagę wszystkich zebranych.
Po kolei pojawiały się pieniądze, czerwony samochód, wielokolorowa suknia, domek dla lalek i... zwłoki mężczyzny. Był on bardzo stary i trzymał w ręku mały, płaski kamień. Na nim wyryto, koślawe litery, tworzące zdanie:
Żeby kogoś uszczęśliwić, trzeba coś poświęcić. 1987 r.
Pod tym zdaniem kolejne:
Zrozumiałem, że rzeczy materialne nie mają znaczenia, prawdziwe znaczenie ma miłość, którą darzy się innego człowieka. Bo miłość jest o wiele ważniejsza od jakiejkolwiek rzeczy - nawet pieniędzy. 2001 r.
I to była prawda, bo teraz nikogo nie interesowały przedmioty, których zażyczył Krzyś. Dla każdego liczył się tylko on.
- Zrozumiałam - krzyknęła niespodziewanie mama Emilki - ale na początku chciałam powiedzieć, że to mój... mój tata, bo... mama mówiła mu, że pieniądze są ważne, że tylko one się liczą w życiu, więc któregoś dnia wszedł do tej budki. On wiedział że tam jest Pokój Życzeń, bo mój pradziadek opowiadał o tym, więc tam wszedł i... i... zażyczył sobie pieniędzy i... parę innych rzeczy. Nie wrócił. A moja mama to bardzo ucieszyło. Po pierwsze, że była bogata, a po drugie, że pozbyła się... taty. I teraz Krzyś tam wszedł, a mój tata wrócił. Choć już nieżywy..., więc ja tam wejdę i uwolnię Krzysia...
Mówiła to, płacząc, nagle się odwróciła, a budki... nie było.
- P-przepraszamy, nie wiedzieliśmy - powiedział policjant.
A co z Krzysiem? Tego nie wiem.
***

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz