Dotykam
jasnej mgły, która pojawiła się tuż przede mną. Kropelki, które ją tworzą,
wirują w powietrzu. Na opuszkach moich palców zostaje woda. Jak łzy.
Zamykam
oczy i w tej samej chwili zaczynam cicho łkać. W mojej głowie słyszę głuchy
szum. Jęk jest jedynym dźwiękiem, który do mnie dociera. Głos odbija się od
ścian pomieszczenia. Kulę się. Jestem samotna. Tak bardzo chciałabym się do
kogoś przytulić, poczuć więź bliskości, stworzyć z kimś relację. Wiem, że to
trudne, ale byłabym gotowa podjąć to wyzwanie. Byleby tylko odczuć czyjąś
obecność, kogoś, kogo mogłabym dotknąć i mieć świadomość, że nigdy nie jestem
sama. Pewnie zawsze czułabym lęk straty. Ale ten lęk byłby niczym w porównaniu
do gorzkiej goryczy, tej kropli utkwionej w mojej duszy.
Dlaczego
tu jestem? Kto mnie uwięził w tej metalowej klatce, z której nie mogę się
wydostać i wyrwać się szponom samotności?
Otwieram
oczy z nadzieją, że mgiełka nie zniknęła. Tak, nadal tu jest. Nagłym ruchem
dłoni próbuję ją złapać. Chciałabym móc jej dotknąć, wziąć w ramiona. Żeby była
stała, nie zniknęła za kilku minut. Ale moja ręka zastaje pustkę. Spada
bezwładnie na zimną podłogę.
Opieram
się o metalową ścianę. Nie mogę wyjść z pokoju. Przynajmniej nie sama. Gdybym
miała kogokolwiek, byłoby to możliwe. Ale tak nie jest. Jestem tu uwięziona.
Daleko od tłumu ludzi, a więc daleko od szczęścia.
Podnoszę
wzrok, który utkwiłam w plamie na podłodze. Nie widzę już mgły, która wcześniej
wytworzyła się z promieni światła. Widzę pojedyncze, kolorowe plamki tworzące razem
obraz jakiegoś człowieka. Kropki lekko się wnoszą i opadają. Gdy im się
przyglądam, widzę mężczyznę stworzonego z milionów kropek. Czuję trudny do
określania strach, ale też ciekawość. Jak to możliwe?
Podchodzę
bliżej. Mężczyzna mnie bacznie obserwuje. Próbuję nieśmiało dotknąć plamki,
która razem z innymi tworzy jego czerwoną koszulę. Nie czuję wilgoci, a emanujące
ciepło. To jedyne uczucie ciepła, które doznałam od dawna. Odczuwam
podekscytowanie. Ten obraz jest tak piękny, ten mężczyzna… w jaki sposób on się
pojawił? Jak? Podnoszę wzrok i wpatruję się w jego czarne oczy, w jego białe
włosy i jasną skórę, która prawie promienieje od światła wpadającego z okna. Ma
zarysowane kości policzkowe. Dotykam ich, chociaż nie wiem, w jaki sposób się
odważyłam. Od tego pojedynczego dotyku kilku kropek tworzących policzek,
zakochuję się. Tak bardzo tego pragnęłam, tyle dni cierpiałam z bólu, a teraz
on został uśmierzony pojedynczym dotykiem. Nagłym ruchem wpadam w jego objęcia.
Z całą swoją mocą przytulam go. Jest wysoki, więc czuję, jakby cały świat mnie
obejmował. Nie chcę puścić. Nie chcę znowu odczuwać zimna i tej pustki, która
zawsze mi towarzyszyła. Mam wrażenie, że gdy przestanę go trzymać, on zniknie,
a powróci dawne uczucie osamotnienia. Dlatego od tamtego momentu robię to
często. Aby udowodnić sobie, że to wszystko jest prawdziwe i żeby też doświadczyć
uczucia bliskości, próbować nim się napełnić. Choć chyba nigdy nie uczuję
spełnienia, bo dziura w moim sercu jest nieskończenie głęboka.
Wreszcie
się odrywam, myśląc, że na jego twarzy będzie zarysowywać się irytacja. Ale
nie. Widzę, jak jego uśmiech lekko błąka się po twarzy. Wpatruje się we mnie, a
ja czuję się wreszcie szczęśliwa. Tak, jak nigdy nie byłam. On na mnie patrzy,
skupia swój wzrok na mojej twarzy, na moim ciele. To niepojęte, więc czuję się
dziwnie nieśmiało.
Później
siadamy przy ścianie, ale już nie czuję jej zimna, wręcz wydaje mi się ciepła.
Wszystko wydaje mi się miłe. Ten szary sufit z wyłożonych kafelków, to
rozpadające się łóżko i ja. Cieszę się, że tu jestem, bo on siedzi tuż obok,
nadaje mi jakąś wartość i sens bycia w tym pokoju. Trzyma mnie za dłoń, a ja
czuję, jak pokój się do mnie uśmiecha i woła: zbudujesz relację, a wyjdziesz i
będziesz szczęśliwa.
Będę
szczęśliwa. Jak można być szczęśliwym jeszcze bardziej? Czy każdy człowiek może
wpływać na pojedynczą osobę w ten sposób? Ja nie potrzebuję już innych osób… A
może teraz mi się tak wydaje? Może gdy przyzwyczaję się do tego uczucia, a ono
lekko opadnie, będę poszukiwać szczęścia w innych?
Nie
wiem, teraz skupiam się tylko na nim. Zastanawiam się, o czym myśli, jak ma na
imię, jak się tu pojawił? Nie odpowiada moim myślom. To nieważne. Ważne, że tu
jest.
Zasypiam
zmęczona na jego miękkich kolanach. Nigdy nie lubiłam spać, chociaż to była
odskocznia od świata, w którym utkwiłam, ale zawsze kładąc się spać, płakałam.
Z bólu i zimna. Teraz wszystko stało się lepsze. I będzie, mówię sobie głęboko
w duszy, choć lęk mnie nie opuszcza.
Otwieram
oczy, szybko się wybudzam, aby go znaleźć. Jest, uspokajam się. Spogląda na
mnie, uśmiechając się lekko. Odpowiadam mu tym samym. Moje szczęście osiąga
apogeum. Śniłeś mi się, wiesz? To świetne uczucie być z tobą we śnie i w
rzeczywistości.
Pochłaniam
go. Wzrokiem i bliskością. Osaczam go ciągłym przytulaniem, trzymaniem za dłoń
i mówieniem mu, że jest wszystkim, co mam. Czy to nie za dużo dla niego? Bycie
dla kogoś jedynym i najważniejszym, może być trudne. Ale nie mogę tego
zahamować, nie mogę się powstrzymać. Włosy… takie jasne, takie piękne. Zanurzam
w nich dłoń, napawam się pięknem skóry, kościami policzkowymi, samym jego
istnieniem. Cała moja uwaga jest poświęcana jego osobie. Dotknij mnie, bądź
zawsze tu przy mnie, przy moim sercu, w środku mojej duszy. Nie opuszczaj! Ale
on nagle wstaje szybko z podłogi. Krzyczę: nie idź! Zachowuję się, jakbym
wpadła w trans. Gdzie miałby pójść? Ale sama myśl, że mógłby odejść na drugi
koniec pokoju, jest bolesna. To za daleko, to zbyt bolesne. Rzucam się za nim,
ciągnę go za skrawek jego koszuli. Na jego twarzy maluje się widok zdziwienia i
strachu, jakby mówił: co ty robisz? Nie zważam na to, przyciągam go z całej
siły swoich emocji. Przyciskam go do metalowej ściany. Siadam na jego brzuchu i
przytulam go, prawie nie dając mu oddychać. To wygląda tak, jakbym chciała stać
się z nim jednym ciałem.
Nagle
się opanowuję. Nastaje okres przepraszania. Przepraszam, że ci to zrobiłam, nie
opuszczaj, że byłam taka nachalna, mówiłam takie rzeczy, nie opuszczaj, osaczałam,
nie opuszczaj, nie chcę być ciężarem. Ale nie opuszczaj. To ciągle powtarzające
się sformułowanie, prześwitujące przez inne, przeraża go. Patrzy na mnie jakby
z łagodnością, jakby przepraszając, ale też ze strachem. Czy boi się mnie? Czy
boi się tej odpowiedzialności i zadania, które mu stawiam: bycia obok i kosztów,
które musi ponieść na rzecz mnie? Ja chyba nie jestem tyle warta.
Pozwalam
mu wstać, obserwuję ze łzami w oczach, co robi. Z poważną miną staje na środku
pokoju. Nie spogląda na mnie, a gdzieś przed siebie, gdzieś poza ścianą, poza
pokojem. Jakby był w innym świecie. W końcu zdaję sobie z sprawę z tego, co się
dzieje. Czy on mnie opuszcza? To koniec?! Tak ma się to skończyć?!
Wtedy
zaczynam wyć, krzyczeć, choć na początku nie mogę znaleźć słów, które zlewają
się w niewyartykułowany jęk. Kochałeś mnie chociaż? Ja cię kochałam! To
wszystko twoja wina! Pojawiają się wulgarne słowa. Ale on na to nie zważa,
ciągle wpatruje się gdzieś daleko, co denerwuje mnie jeszcze bardziej. Zobacz,
co mi robisz! Upadam na kolana, łzy ciekną mi na podłogę, zanoszę się płaczem.
Przez mgłę widzę, jak mężczyzna się podnosi. Ostatni raz spogląda na mnie. Nie
ma w jego spojrzeniu smutku, ani radości. Tylko obojętność, a ta obojętność
kłuje mnie w serce.
Kropki,
które go tworzą, wirują coraz szybciej, mieszają się. Z obrazu człowieka staje
się chaosem kolorowych plamek. Może tak jest lepiej, tak łatwiej. Czy idzie do
innej? Widocznie jestem gorsza. Kropki zlewają się, tworzą jedną barwę: czerń.
I nagle znika, tak po prostu. Od nowa staje się bezbarwną mgiełką. Podbiegam i
chcę ją zatrzymać, błagam w myślach, aby stała się znowu nim, aby ta przeszłość
wróciła. Proszę… Ale jego nie ma, już jest gdzieś indziej, odszedł. Mgła
rozpuściła się w powietrzu. Nic po nim nie zostało.
Znowu płaczę. Nie chciałam go
krzywdzić,ale dopuściłam do tego, raniąc także siebie. Może jestem egoistką? Mój
bezmiar samotności był przyczyną odejścia, które uśmierciło moje szczęście. Czy
to koło smutku nigdy się nie przełamie? Muszę pracować, aby w końcu doprowadzić
do wspólnej radości. Jego już nie ma, ale może być inny. Ktoś, kogo pokocham.
Ale kiedy? Jedyne, co teraz mogę, to czekać i w nieskończoność wspominać
najlepsze chwile, które zabiłam na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz