***
ROZDZIAŁ 2: WRÓG, A MOŻE PRZYJACIEL?
![]() |
"Wtedy... przypominam sobie, że jestem... uwięziona." |
W psychiatryku też nie mam nikogo. A jak wygląda?
Jest to szary budynek z wieloma oknami, w których są kraty. W środku wygląda mniej więcej jak szpital. Korytarze, pokoje... . W pokojach stoją łóżka, a przy niektórych pasy. Jest też szkoła przyszpitalna, do której chodzi młodzież tak jak ja. Oczywiście są też pokoje lekarzy i psychologów. Jest pralnia, stołówka, łazienki. Toalety nie mają zamków! Uhh... Prysznice są otwierane w porze kąpieli. U nas w psychiatryku jest też świetlica. Czasami chodzi tu młodzież oraz niektórzy dorośli. W świetlicy są kanapy, telewizor, książki, nawet stół do tenisa! Ale nie mam z kim grać... . Taras jest oczywiście... Z KRATĄ! Gdy chcesz pójść spokojnie podziwiać widoki to zamiast tego masz KRATĘ! Oczywiście krata aż tak bardzo nie zasłania panoramy miasta, ale strasznie mnie denerwuję! Wtedy... przypominam sobie, że jestem... uwięziona.
Jak zawsze wstałam, ubrałam się i powitałam moją sąsiadkę z łóżka:
- Hej Lilly.
- Cześć - powiedziała na odczepne i przewróciła się na drugi bok.
Wstałam i poszłam do stołówki. Była jeszcze pusta. Nagle usłyszałam czyjeś kroki.
- A co ty tu tak wcześnie robisz? - była to jedna z kucharek.
- Eee... ja wstałam wcześnie i nie mogłam już zasnąć.
- Aha. A powiedzieć ci coś? - spytała.
- A co?
- No to chodź bliżej.
Słusznie podeszłam. Szepnęła do mnie:
- Przyjęto chłopaka, takiego przystojnego. Z twojego wieku. Idź do trzynastki.
- Ja nie wiem czy mogę. Trzynastka jest na końcu korytarza. Zresztą nikt mnie nie polubi. Tym bardziej chłopak!
- Oj, oj! Aleś jesteś pesymistyczna.
- No ale...
- Idź, idź. Masz tu klucz.
Dała mi klucz do korytarza, w którym były drzwi do sal: od 10 do 15. W tym trzynastka! Sala trzynaście, w której właśnie był chłopak. Chłopak, którego za chwilę poznam... jak wygląda? Czy jest miły? Czy mnie polubi? A może to tylko wymysły kucharki Poli, że się zaprzyjaźnimy? Doszłam. Podniosłam lekko rękę, przekręciłam nią klucz i otworzyłam drzwi. Czułam się jakoś dziwnie... . Może tu są kamery? Jeśli ktoś mnie przyłapie? Równie dobrze mogłam się z nim spotkać w świetlicy po obiedzie! Ale nic... zrobiłam to!
Jedenaście... dwanaście.. trzynaście.
Zapukałam.
- Jeszcze się nie przebrałem! - usłyszałam głos za drzwiami.
Nic nie odpowiedziałam. Po chwili, znów się ten sam głos odezwał:
- Proszę. Niech pani wejdzie.
Pani? Jaka pani?
No cóż... weszłam. Przez moją głowę przeszła też myśl: Uciec. Jednak otworzyłam drzwi trzynastki.
- Hej - powiedziałam.
- Eee... co? - zdziwiony chłopak był lekko przestraszony.
Był on przystojny. I to bardzo. Ciemne włosy lekko opadające na czoło i te zielone jak trawa oczy. Był ubrany w czerwoną bluzę i czarne jeansy. W pokoju stały dwa łóżka, ale tylko jedno było zajęte, Przez niego.
- Jestem Vanessa - podałam rękę.
On nie podał swojej, tylko spytał:
- Kim jesteś?
- A jak myślisz?
- No, nie wiem. O tej godzinie miała przyjść lekarka, aby mnie zabrać do pokoju obserwacji.
- Ahh... bo to przez kucharkę Polę.
- Co? - nie rozumiał.
Wszystko mu od początku do końca opowiedziałam.
- No i? - spytał.
- No i jestem.
- Po co?
- Żeby się z tobą zaprzyjaźnić.
- ZAPRZYJAŹNIĆ?! - wykrzyknął.
- No...
- Chyba jesteś jakaś głupia. To nie jest najlepszy sposób na zdobycie przyjaciela. Wiesz co? Idź sobie.
Miałam rację. Nigdy nie znajdę sobie przyjaciela.
Gdy wychodziłam zobaczyłam doktorkę.
- Vanessa? Co ty tu... miałaś klucz?
Podałam jej klucz i wyszłam.
W czasie obiadu podeszłam do kucharki Poli. Powiedziałam:
- Nikt mnie nie lubi.
- Znów? - spytała.
- No. Nic z tego nie wyszło, Ja nie umiem znaleźć sobie przyjaciół!
- Nie prawda. Spójrz. Tam jest. Je sam.
- Bo jest nowy.
- A na co chory?
- Ja nawet nie wiem jak ma na imię.
- Sebastian.
- Co?
- Ma na imię Sebastian. Teraz przywitaj się i powiedz: Mam na imię Vanessa. A ty? Prosty trik na znalezienie przyjaciela.
- Taki trik używają dzieci w przedszkolu.
- Idź, nie marudź.
- Nic z tego nie wyjdzie.
- Uwierz mi. Zakład o dychę.
- No... dobra.
Poszłam i bardzo tego żałuję. Usiadłam, mówiąc:
- Hej, mam na imię...
- Wiem jak masz na imię - przerwał.
- Aha. A ty jak masz na im.., - nie skończyłam.
- Sebastian. Zapewne to już wiesz. Ta kucharka ci powiedziała.
- Skąd... skąd wie...
- Usłyszałem - znów mi przerwał.
- Słuchaj. Jeśli masz mi zamiar przerywać to lepiej skończmy tę rozmowę!
- Sama zaczęłaś nawijać.
- Uhh... - parsknęłam.
Ostatnio nigdy nie byłam aż tak zdenerwowana. I to dziwne... bo siedział aż trzy stoliki dalej. W stołówce był gwar.
- A jak ty to usłyszałeś? - spytałam.
- Twoje wrzaski łatwo usłyszeć nawet na kilometr - zadrwił.
- Dzięki, wiesz?
- A proszę.
Gdy odchodziłam powiedziałam do Poli:
- Wisisz mi dychę.
***
Przeczytaj Szmaragdowe Łzy na Wattpad: Szmaragdowe Łzy

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz