niedziela, 12 listopada 2017

Adam i Ewa

Szła. Jasnowłosa dziewczyna z niebieskimi oczami. Miała około jedenastu lat. Była smutna, ale nie płakała. Szła szarą ulicą, gdzie po obu stronach wyrastały drzewa z bezlistnymi, szponiastymi gałęziami, które wyglądały jakby chciały dotknąć atramentowego nieba pokropionego wyblakłymi chmurkami.
Dziewczyna nagle stanęła, aby omieść wzrokiem cały krajobraz. Po chwili spojrzała w dół, na jedną z kałuż i poprawiła swoje jasne włosy. Szła dalej.
Kilka minut później zmrużyła oczy, aby przyjrzeć się lepiej maszynie stojącej dość daleko. Był to pociąg, koloru krwistej czerwieni. Jechał wolno, tak, jakby nie chciał odjeżdżać nigdzie indziej, tylko zostać tutaj.
Dziewczyna zaczęła biec, z każdym ruchem coraz bardziej przyśpieszała. Po czterech minutach biegu, zdyszana, dobrnęła do celu.
Stała blisko torów kolejowych, po stronie, gdzie było pole, które wyglądało jak ożywione życiem, tchnące energią, ale ona na to nie zwracała uwagę, tylko czekała na dobry moment, kiedy dojedzie do niej zdyszana maszyna.
Patrzyła na nią jak powoli sunie. Rozczesywała palcami włosy, gdy zawiał silny wiatr.
Gdy pociąg dojechał, zaczęła krzyczeć, aby się zatrzymał, ale on nawet nie zwolnił. Na końcu zauważyła otwarty wagon, więc nawet nie myśląc, wskoczyła do niego.
Upadła na ręce, które zaczęły ją bardzo piec, ale podniosła się, wydając cichy jęk i spojrzała na chwilę na zamgloną postać. Był to chłopiec opierający się o zimną ścianę wagonu, spoglądający przez okno. Miał około tyle lat co ona.
Dziewczyna podeszła do niego i spróbowała zacząć rozmowę.
- Hej...
- O, cześć  - powiedział wesoło podając jej rękę.
Przez chwilę tkwili w uścisku rąk. Tak bardzo podobnych. Obie były blade, małe i delikatne.
- Gdzie zmierzamy? Gdzie ten pociąg jedzie? - spytała.
- Nie wiem. Nikt tego nie wie.
- Jak to? - przestraszyła się dziewczyna, tłumiąc cichy jęk.
- Wiesz..., my nie... my nie - mówił chłopiec smutno. - Nie istniejemy.
Po czym dodał: - Już.
- Co? Co?! Co ty... Kłamiesz! - wykrzyknęła dziewczyna, chcąc wyskoczyć z pociągu.
Jej włosy były roztrzepane od wiatru. Popatrzyła się na chłopca oczami zawiści.
- Dlaczego to robisz...? - z oczu dziewczyny napłynęły łzy. - Dlaczego... kłamiesz?
Czuła się ciężka. Z trudem powstrzymywała się od wybuchnięcia płaczem. To nie mogła być prawda... Na pewno.
- Nie kłamię. - Chłopiec podszedł do dziewczyny i złapał ją za rękę. - Chcesz wyskoczyć? To zróbmy to razem.
Popatrzyła na niego wybałuszonymi oczami i wzmocniła uścisk ich dłoni.
- Dobrze. Na trzy.
Podeszli jeszcze bliżej krawędzi. Wiatr smagał ich twarze. Łzy dziewczyny stały się zimne.
- Raz..., dwa..., trzy!
I wyskoczyli na łąkę, gdzie wyrastały białe i jasnoniebieskie kwiaty. Zbliżał się zachód słońca. Niebo było dziwnie jaskrawo-pomarańczowe.
Chłopiec wytrzepał się z ziemi i podał rękę dziewczynie.
- Ewa? - spytał.
- Skąd... skąd wiesz? - wstała bez jego pomocy i zerwała blisko kwiatek, po czym obracała go w palcach.
- Masz na szyi - powiedział z uśmiechem. - Napis Ewa.
Dziewczyna odruchowo dotknęła się w tył szyi i faktycznie..., czuła tam jakiś zarys napisu. Zresztą, skądś jakby pamiętała to imię. Tylko nie wiedziała skąd.
- A ja? Co mam? - Obrócił się chłopiec.
Ewa popatrzyła na jego szyję, mrużąc oczy. Miał jakiś napis, na pewno, ale bardzo wyblakły.
- Yyy... to jest chyba... Alan, czy Adam... . Tak! Adam.
- Adam... - zamyślił się chłopiec.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą i wpatrywała się w łąkę. Była piękna, ale jakaś... smutna. Wszystko tu było niesamowite, ale niedokończone. Tak jakby Bóg stworzył to miejsce, ale coś odjął. Jakąś cząstkę radości.
- Co to za miejsce? - spytała dziewczyna przemierzając przez kępy kwiatów.
- Nie wiem. - Adam szedł koło niej. - Chyba nikt nie wie, oprócz samego Boga.
- Boga? - zdziwiła się Ewa, przystając tak, że chłopiec prawie na nią wpadł. - Ty też w Niego wierzysz? Ale mogłam się domyślić... takie dziecko!
Prychnęła.
- Bóg istnieje - powiedział poważnie chłopiec.
- Nie ISTNIEJE!
- Istnieje.
- To podaj mi jakikolwiek argument na jego istnienie.
Ewa poprawiła swoje jasne włosy, wszczepiwszy w nie jasnobłękitny kwiat.
- Nie trzeba argumentów żeby wiedzieć, że istnieje. To się czuje. W sercu.
- Oj spadaj, dzieciaku!
Ewa rozpędziła się i biegła przed siebie.
- Ewa! Zaczekaj! Ewa! - krzyczał Adam, ale ona się nie zatrzymała.

***


Zbliżała się noc. Ewa nigdy nie lubiła nocy, wydawały się dla niej tajemnicze. Tylko księżyc i gwiazdy rozświetlały jej mrok.
Dziewczyna dobiegła nad rzekę, która dźwięcznie szumiała, a nastolatka wrzucała do niej kamyki, które znalazła pod ręką i rozmyślała. Jak Adam może wierzyć w takie głupstwa? A wydawał się taki sympatyczny i miły, już miała go polubić...
- Ewa! - usłyszała zduszony krzyk. To był znajomy głos. Adam.
- Tu jestem! - wykrzyknęła.
Za małym wzgórkiem pojawił się niski szatyn, ze zmierzwionymi włosami. Trzymał bukiet białych i jasnoniebieskich kwiatów. Tych z łąki.
- Proszę, to dla ciebie - szepnął nieśmiało.
- Dzięki - odpowiedziała i przyjęła bukiecik.
Adam usiadł nad rzeką razem z Ewą. Siedzieli w ciszy. To jej się podobało. Takie siedzenie w ciszy, nicniemówienie i nicnierobienie, ale razem, bezpiecznie.
Dziewczyna poczuła senność i ziewnęła.
- Chcesz moją kurtkę? - spytał chłopiec i założył jej kurtkę na ramiona.
Ona położyła głowę na kolanach chłopca.
- Mogę?
- Jasne - uśmiechnął się.
I tak siedzieli w ciszy... razem... bezpieczni.

***


Nastał ranek. Można było poczuć woń kwiatów i świeżości, która dochodziła z pobliskiego lasku. Słychać było szum wody.
Dziewczyna zerwała się i spojrzała do tyłu. Szedł z lasku, niosąc drewno. Widząc Ewę, uśmiechnął się.
- Hej! - krzyknął z daleka. - Przyniosłem drewno żeby zrobić ognisko.
- O, to świetnie - ucieszyła się.
Ewa pomogła Adamowi i razem rozpalili ognisko, bo było czuć lekki chłód.
Właściwie nie czuli głodu, ani pragnienia.
Po godzinie wyruszyli w wędrówkę, aby zwiedzić pobliskie rejony.

***

- Co to jest?! - zdziwili się wychodząc zza iglastego lasku.
Była to ogromna przestrzeń pokryta piaskiem.
- Pustynia? - spytał Adam.
- Nie wiem, ale spójrz... - wskazała palcem. - Tam jest jakaś ciemnoniebieska linia. Może to morze.
Podeszli bliżej i faktycznie, to było morze.
- Popływamy? - uśmiechnął się Adam.
- Ale jak... - zawstydziła się dziewczyna. - Nie mam stroju kąpielowego.
- To nic! Można tak! - powiedział i złapał ją za rękę.
Razem wbiegli do chłodnego morza.
Pływali, śmiali się... byli szczęśliwi.

***

- Ewo, patrz! - powiedział Adam, gdy wyszli z wody.
Dziewczyna popatrzyła we wskazanym kierunku. Na środku plaży stał... biały, mały domek.
- Co robi dom na środku plaży? - spytała odgarniając mokre włosy na plecy.
- Nie wiem - zaśmiał się chłopiec. - Ale możemy sprawdzić!
Zerwał się do biegu, łapiąc Ewę za rękę.
- Adam! Stop! - śmiała się.
Ale on się zatrzymywał. Cały czas biegł razem z dziewczyną. Gdy byli już blisko drzwi, Ewa na chwilę stanęła i popatrzyła na budynek. Przypominał nieco sześcian, znany nastolatce z... właśnie skąd? Mimo tego wiedziała co to znaczy.
- Halo, wchodzimy? - odezwał się chłopiec i otworzył z rozmachem drzwi.
Od progu można było spostrzec skromne urządzenie domku. Pod dużym oknem z czarnymi framugami, które zajmowało prawie całą ścianę, stały dwa łóżka, a na przeciwko nich - stolik z krzesłami, także dwoma.
- Przynajmniej możemy się wyspać - zaśmiał się chłopiec i runął na łóżko. - Dobranoc.
Ale dziewczyna nie chciała leżeć, wolała obejrzeć cały dom - każdy szczegół ją interesował, a wiedziała, że tu nie ma tylko łóżka i stolika. Jest coś więcej. Na pewno.

***

Jednak nic tutaj ciekawego nie ma, pomyślała zrezygnowana i usadowiła się w kącie. Nic. Co to w ogóle za miejsce? Plaże, łąki, jakiś pociąg... i ten dom. Wszystko takie zagadkowe.
Podeszła do wielkiego okna. Dłonią dotknęła szkła - chłodnego, ale już po chwili zrobiło się mroźne, które ją wręcz przeszywało. Niespodziewanie odskoczyła.
- Co to? - szepnęła do siebie, a z jej ust wydobył się obłoczek pary.
Popatrzyła znów na okno. Za nim nie było ciepłej plaży i nieskazitelnie niebieskiego morza, a przestrzeń pokryta śnieżnobiałym puchem i rosnącymi dostojnie świerkami, których gałęzie pokryte zostały skrzącym się śniegiem. W oddali można było zauważyć potężne góry, które dodawały świetności całemu krajobrazowi.
- Adam - poruszyła go za ramiona nastolatka, tak, że się zbudził.
- Co chcesz? - jęknął i otworzył swoje czarne oczy.
- Ja... ja - nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa. Co ona zrobiła?! Wszystko zepsuła...
Chłopak ściągnął brwi, wstał i spojrzał za okno.
- Ale jak to...? - zdziwił się i podbiegł do drzwi. Z trudem je otworzył, a kiedy to zrobił, mroźny wiatr przedostał się do domu, tak, że zrobiło się bardzo zimno.
- Zamknij to! - wykrzyknęła Ewa kuląc się z chłodu, jaki panował w budynku.
Adam zaryglował szczelnie drzwi i podszedł do dziewczyny.
- Mogę ci pożyczyć kurtkę - powiedział łagodnie gładząc jej jasne włosy.
- N-nie, ty ją weź - wydukała, ale chłopak mimo to, okrył ją.
Szkoda mu jej było, bo miała na sobie tylko zwiewną, kolorową sukienkę, mokrą od kąpieli.

***

Patrzył jak spała, gdy spokojnie oddychała, od czasu do czasu coś szepcząc w śnie. Nie chciał jej budzić, bo wiedział, że od dawna tego nie robiła.
W tym świecie czuć można było tylko senność, zimno i złe emocje. Nie było tu głodu, ani pragnienia. Chłopiec sam sobie zadawał to pytanie - gdzie oni są? Ale nigdy nie dostawał odpowiedzi. Wiedział tylko, że to nie ten sam świat, co kiedyś.
- Adam? - szepnęła dziewczyna.
- Obudziłaś się? - spytał patrząc na jej bladą twarz.
- Tak - otworzyła oczy zalane łzami.
- Czemu płaczesz?
- Bo to moja wina, to ja to zrobiłam. Przepraszam - podniosła się z łóżka, na które wcześniej zaniósł ją chłopak i oplotła jego szyję rękoma.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się. - Przecież możemy tu mieszkać.
- Ale do kiedy? Tak cały czas? - przestraszyła się. - O, nie!
Podeszła kolejny raz do okna, wykonując poprzedni rytuał, ale to nic nie dało. Nadal za oknem widać było mroźną zimę. Spróbowała ponownie kilka razy, ale nie było widać efektów.
- To idziemy! - wykrzyknęła otwierając drzwi. - Pamiętasz, że tutaj krajobraz szybko się zmienia? Będziemy dotąd podróżować, aż znów natrafimy na ciepłą plażę czy łąkę.
Adam próbował ją zatrzymać, ale to nic nie dało. Była bardzo uparta, chociaż może miała trochę racji... Przecież siedząc tutaj nic się nie zmieni.

***

Szli gołymi stopami zatapiając się w kolejne zaspy śnieżne. Przenikało ich paraliżujące wręcz zimno, ale musieli iść dalej. Najgorzej było, gdy zerwała się śnieżyca, a płatki śniegu cisnęły się pod oczy, sprawiając, że nic nie widzieli. Były jak cienkie igiełki.
Po godzinie Ewa nie wytrzymała i runęła w śnieg.
- Ja dalej nie pójdę... - szybko oddychała. - Idź sam.
- Ale jesteśmy już blisko! Nie poddawaj się. - Drżący z zimna Adam próbował ją podnieść, ale nie udawało mu się. Jego palce z trudem mogły się zginać.
- Idź... ja nie mam już sił - z oczu popłynęły jej zimne łzy.
Chłopak nie mógł patrzeć jak bezsilnie kuli się w zaspie, więc wziął ją i niósł na plecach. Było trudno, ale gdy po następnej godzinie wędrówki zauważyli, że śnieg się coraz bardziej roztapia, przyśpieszyli, wiedząc, że wykonali swoją misję.

***

- Udało nam się! - wykrzyknęła radośnie dziewczyna tańcząc w miejscu. - Gdzie jesteśmy?
Rozejrzeli się dookoła. Łatwo można było stwierdzić, że na pewno nie tam, gdzie dotąd żyli. Tutaj było... inaczej.
Szare budowle z wystającymi jak igła czubkami pięły się do chmur, masywne bloki, przypominające prostopadłościan również nie odstawały od wieżowców, małe sklepiki, wielkie, jaskrawe tabloidy reklamujące dziwne produkty, szerokie asfaltowe drogi, które mogłyby pomieścić mnóstwo warkoczących maszyn, wszechobecne, jarzące się światła drogowe... O wszystkim informował zielony znak stojący tam, gdzie zaczynała się metropolia - Świat człowieka.
Dziewczyna obróciła się do tyłu. Za nią rozciągał się piękny, lecz niebezpieczny świat mrozu - pozostałości po śniegu, wystające z niego kępki trawy, a tutaj tak bardzo różniący się świat człowieka - brzydki, ale również tak samo niebezpieczny.
- Idziemy tam? - spytał chłopiec biorąc za dłoń dziewczynę.
- Nie wiem, boję się, ale nie mamy wyjścia - powiedziała.
Poszli razem przez chodnik usytuowany blisko jezdni. Nie było tutaj żadnej żywej duszy. Tak jakby to wszystko wymarło. Dotrwały tylko pozostałości po pracy człowieka - te wszystkie budowle.
- Nikogo tu nie ma - rzekła dziewczyna.
- Wiem, dziwne. Może wejdziemy do jakiejś kawiarenki? - spytał chłopak i skierowali się do małego budynku z napisem: Smacznie i zdrowo zjesz tylko u nas! Kawiarenka - "Miła".
Wchodząc usłyszeli dźwięk dzwonka przy drzwiach. Omietli wzrokiem całość pomieszczenia. Kilka stolików z kolorowymi krzesłami, lada z mnóstwem smaków lodów, ciasta i inne smakowitości aż prosiły, by po nie sięgnąć.
- Spróbujemy? - zaśmiała się Ewa i podeszła do zamrażarki. Wyjęła kawałek kolorowego ciasta i chciała zacząć jeść, ale powstrzymał ją chłopak.
- Nie możesz! - wykrzyknął podchodząc do niej. - Nawet ci się nie chce jeść, więc po co to robisz?
- No... - dziewczyna zamyśliła się na chwilę. - A dlaczego nie? To może być smaczne.
- To kradzież. Te smakołyki nie należą do ciebie - powiedział spokojnie.
- Boże, Adam. Uspokój się! - ze złością odstawiła ciasto. - Tutaj nikogo nie ma! Zostaw te swoje głupie zasady dla siebie. W takim razie chodźmy już stąd.
Przechodząc obok niego zauważyła, że napis na jego szyi właśnie w tej chwili nieco wyblakł. Dotknęła swojego. Czuła jakby jej nabrał intensywności.

***

Szli dalej w ciszy, chociaż w oddali słyszeli stukot butów. Dziwne, bo Ewa myślała, że w tym świecie nikogo oprócz nich nie było.
Skręcili w prawą uliczkę, właściwie nie różniącą się zbytnio wyglądem od innych. Jaskrawe kolory połączone z szarością nie wyglądały zbyt dobrze na tle jasnego nieba.
- Proszę... - usłyszeli głuchy głos.
- Co to było? - wystraszyła się dziewczyna patrząc na Adama.
- Nie wiem... - mruknął przysłuchując się stukaniu i dziwnemu głosowi.
- Proszę... - Znowu to samo.
- Patrz! - wykrzyknęła dziewczyna wskazując na kulejącego mężczyznę idącego wprost na nich. Jego twarz była zaorana głębokimi zmarszczkami, włosy miał wypłowiałe, które kępkami rosły na jego głowie, tylko oczy pozostały niewzruszone działaniem starości. Były piwne i duże.
Ubrany był w stary, zniszczony materiał nie przypominający, ani trochę zwykłego ubrania.
- Kim pan jest? - zaczął pogodnie Adam.
- Ja- a potrzebuję jakiejś ubrania, cokolwiek. Proszę - powiedział błagalnie mężczyzna.
- Uciekam, chodź ze mną - szepnęła do ucha chłopaka, Ewa.
Ale chłopak zacisnął mocno dłoń dziewczyny, ona popatrzyła na niego ze złością.
- Rozumiem - chłopiec zdjął swoją kurtkę i oddał biednemu, który aż rozpłakał się ze szczęścia.
- Dziękuję, chłopcze! Dziękuję!
- Nie ma za co - uśmiechnął się Adam, a jego serce wypełniła radość.
Mężczyzna odszedł w przeciwnym kierunku, a gdy Ewa spojrzała do tyłu... już go nie było. Jakby zniknął.
- No i coś ty zrobił?! - wykrzyknęła dziewczyna. - Teraz ci będzie zimno!
- Ale temu panu było to o wiele bardziej potrzebne niż mi. Ewo, musisz się jeszcze dużo nauczyć. Na przykład tego, że warto czynić dobro.
Nastolatka wyrwała dłoń z uścisku Adama.
- Mam się wiele nauczyć? Tak?! Bo ty jesteś najmądrzejszy i... A zresztą! - wykrzyknęła wręcz z furią ostatnie zdanie i przebiegła na drugą stronę ulicy.
- Ewa, Ewa! Zaczekaj! - krzyczał Adam, ale ona nie zatrzymywała się.

***

Zbliżał się wieczór, a po Ewie nie było ani śladu. Chłopiec wędrował uliczkami miasta i cały czas myślał o dziewczynie. Może był za ostry? Ciągle ją pouczał... Jakby sam był idealny, ale przecież tak samo pouczała go jego matka. Tak, pamiętał. Modlitwa rano, wieczorem i przed jedzeniem. Nie mów tak brzydko. Oddaj zabawkę koledze. Uśmiechnął się na myśl o tym. A ojca nie pamiętał, wiedział tylko, że go miał, ale jak wyglądał, co robił... Zapomniał o tym.
Zobaczył, że przechodzi obok małego, drewnianego kościoła. Dziwnie to wyglądało, gdy obok stały wielkie wieżowce.
Przeżegnał się wchodząc i uklęknął w ławce. Zaczął się modlić, gdy usłyszał cichy szloch, a później słowa:
- Przepraszam, że tak... się zachowuję, ale ja bardzo żałuję, że nie pomogłam temu mężczyźnie, że chciałam ukraść kawałek ciasta, że tak się zachowuję wobec Adama. Przepraszam, jeszcze raz. Gdybym umiała się pomodlić, to bym to zrobiła, ale nigdy nikt mnie nie nauczył. 
Jasnowłosa dziewczyna wyszła z ławki i zauważyła Adama. Uśmiechnęła się na jego widok i usiadła obok.
- Nauczyć cię? - spytał radośnie.
- Tak - pokiwała głową podekscytowana.
A ich napisy na szyi lekko zbladły.

***

Szczęśliwi wyszli z kościoła. Zbliżała się już noc, a gwiazdy z księżycem oświetlały nieco wielkie miasto.
- Nigdy w takim miejscu nie byłam - powiedziała Ewa. - Przepraszam jeszcze raz, że tak się zachowywałam.
Uśmiechnęła się nieśmiało i przytuliła Adama.
- Nic się nie stało - rzekł oplatając palcami jej małe dłonie.
- Pamiętam, że w tamtym świecie, wiesz, tym co był wcześniej, zachowywałam się tak podle jak teraz. - Usiedli na ławce na chodniku. - Myślę, że zostałam tu przesłana, by się poprawić.
- Chyba masz rację - powiedział chłopak.
- Ale ty przecież jesteś idealny, nie masz żadnych wad! - zaśmiała się.
- Nie jestem taki idealny, jak myślisz - chłopiec widocznie się speszył, a jego dobry humor prysł.
- Jak to? - zdziwiła się nastolatka.
- Wiesz... Byłem religijny, wierzyłem w Boga, ale ja nie przestrzegałem żadnych zasad. Nie chodzi o to, żeby tylko wierzyć, ale żeby żyć przykazaniami. Nawet ateista musi to robić.
- Więc...
- Więc kłamałem, kląłem, nawet... zabiłem.
Dziewczyna wydała zduszony okrzyk.
- C-co?
- Kota mojej sąsiadki. Bawiłem się z kolegami w strzelanie plastikowymi kulkami z pistoletów. Wyzwali mnie po to, abym w niego strzelił. Zrobiłem to, a później oni go... dobili. Zwierzak się wykrwawił - chłopak zakrył twarz rękoma, a dziewczyna próbowała go pocieszyć.
- Ale teraz tego żałujesz...
- Później zacząłem się trochę poprawiać, modliłem się częściej, pomagałem innym, uczęszczałem na mszę... Stałem się lepszy chociaż odrobinkę - uśmiechnął się smutno. - Ale nadal mam wyrzuty sumienia.
- To normalne, każdy normalny człowiek ma wyrzuty.
Wtuliła się w jego koszulkę.
- Dziękuję, że dzięki tobie się doskonalę. Dziękuję.

***

Nadszedł ranek, a Adam wpadł na pewien pomysł.
- Wstawaj, Ewa! - zaśmiał się i ją zbudził.
- Tak wcześnie...? - otarła oczy i chciała chwilę poleżeć, ale chłopak nie dał za wygraną. Wziął ją za dłoń i pobiegł chodnikiem.
Dotarli do wysokiego budynku, a chłopiec oparł o ścianę leżącą niedaleko drabinę i przepuścił dziewczynę.
- No, śmiało!
Powoli wspinali się krok po kroku.
- Ja mam lęk wysokości - wydukała Ewa na wysokości dwóch metrów.
- Spokojnie, nic ci się nie stanie ze mną - próbował uspokoić ją chłopak, lecz kilka kroków wyżej, ułamał się jeden ze szczebli drabiny.
- Ach! - wykrzyknęła przerażona, ale Adam powoli postawił jej stopę na stopniu wyżej. Drżała ze strachu, ale dzięki pomocy chłopaka, poczuła się nieco lepiej.
- Dz-dzięki - wydukała i powoli przemieszczała się wyżej.
Czuła na twarzy lekki powiew wiatru, który rozwiewał jej jasne włosy, starała się nie myśleć o sporej wysokości, na której się znajdowali.
Gdy zobaczyła, że drabina się już kończy na płaskim dachu, zachciało jej się tańczyć z radości, ale się powstrzymała, bo wiedziała, że nie byłoby to mądre. Zwinnie się wdrapała.
- Adam... tu jest wspaniale! - wykrzyknęła podając mu dłoń.
- Wiem - uśmiechnął się i razem podeszli pod krawędź dachu.
Dziewczynie zakręciło się w głowię, serce o mało nie wyskoczyło z piersi, ale sam fakt przebywania tutaj był dla niej niezwykły. Jeszcze nigdy, przynajmniej nie mogła sobie przypomnieć, nie patrzyła na świat z takiej wysokości.
Obserwowali małe domki, maleńkie budynki, a także ulicę kończącą się w tajemniczym buszu. Rosło tam wiele drzew pnących się do nieba, skał i jarzące się słońce na jasnobłękitnym niebie. Puchowe chmurki przybierały najróżniejsze kształty. Ewa przywołała wspomnienie jak razem z koleżanką bawiły się w odgadywanie wzorów.
Usiedli z nogami opuszczonymi w dół i odpoczywali. Chociaż dziewczyna się przemogła, to i tak trzymała się kurczowo rękawa Adama.
Było im razem świetnie, ale w głowie chłopaka powstały dziwne scenariusze. Tu jest dobrze. Zbyt dobrze. Wiedział, że ten świat jest za bardzo skomplikowany, by tak mogło być zawsze.

*** 

- Adam, musimy tam pójść! - wykrzyknęła podekscytowana nastolatka.
- Ale... tu nie jest przecież źle - mruknął beznamiętnie chłopak.
Na nic były jego zaprzeczenia, bo i tak Ewa była okropnie uparta. Razem przeszli przez miasto, znajdując się po godzinie w wielkim buszu drzew, lian i niezliczonych krzewów. Czuło się tutaj wilgoć, ale przyjemną. Pachniało świeżością, a między koronami drzew pojawiało się co chwilę słońce miło dotykając skórę nastolatków swoimi jasnymi promieniami.
- Tutaj jest idealnie! - powiedziała radośnie dziewczyna.
- No nie wiem... - na twarzy chłopca pojawił się grymas. - Wolałem...
- Oj, wolałeś! Ta dżungla jest świetna! - Ewa wyciągała co chwilę głowę, by ujrzeć każdy szczegół tego wspaniałego miejsca.
A Adam miał jakieś dziwne przeczucia, że stanie się coś złego...

***

Razem położyli się na lekkim wgłębieniu w trawie, kuląc się w kłębek. Dotykali się ciałami, czuli własny oddech na swoich twarzach. W tej chwili byli jednością. Adama naszła ochota na sen. Tak, jakby nie robił tego od kilku miesięcy. Nagle poczuł dziwne otępienie. Zaczął głośno oddychać, a jego serce kołatało.
- Ewa... - wydusił z bólem.
- Adam? - dziewczyna otworzyła oczy, a widząc blade oblicze chłopca, niesamowicie się przeraziła. - Co ci się dzieje?!
- Nie wiem... - zaczął zanosić się kaszlem, a w ustach poczuł metaliczny posmak.
Wypluł maź, którą okazała się brunatna krew. Co się z nim dzieje? Co się z nim do cholery dzieje?!
Niespodziewanie opadł na ziemię z głuchym hukiem. Jego ciało wydało się jakby ktoś wypompował dawną radość, to tchnienie życiem.
- Adam, Adam? - nastolatka podeszła i objęła rękoma jego twarz, która ukazywała odczuwający wtedy wielki ból.
- Chyba jeszcze żyję - uśmiechnął się smutno. - O ile tutaj da się żyć.
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno, ale wiedziała, że pewnie za chwilę jego żywot się skończy.
- To koniec? - spytała.
- Nie wiem, nic nie wiem, Ewo - powiedział, a jego oczy zaszkliły się w słońcu.
Adam skulił się trzymając dłoń dziewczyny, która lekko się trzęsła.
- Nie bój się, tam jest bezpiecznie - szepnął z zamkniętymi oczami.
- Tam, czyli?
- Tam, gdzie za chwilę będę. Gdzie żaden człowiek, nigdy nie dotarł... i nie dotrze - rzekł z widoczną ekscytacją.
Gdzie żaden człowiek nigdy nie dotarł, myślała Ewa.
- Jest pięknie i może znajdzie się tam dla mnie miejsce - opowiadał chłopak. - Nie ma bólu, nie ma cierpienia, jest miłość i wieczne szczęście.
Nastała cisza, która zdawała się powtarzać: miłość i wieczne szczęście. Chłopiec zamknął oczy, odpływając w nieznane. W oczach Ewy zastygły łzy, ale nie płakała, bo wiedziała, że dla niego w tej Krainie będzie miejsce. Na pewno.
Zauważyła, jak na szyi pod ciemnymi włosami imię Adama zastępuję słowo - Dziecko. Spojrzała jeszcze w bijące w oczy słońce. Wydawało jej się jakby ktoś na jego tle do niej machał. Chłopiec z brązowymi włosami i czarnymi oczami z czerwoną koszulką.

***

Jasnowłosa dziewczyna chodziła po dżungli nie wiedząc co robić. Dotknęła jej mocno śmierć Adama, ale nie dała tego po sobie poznać. Wiedziała, że nikogo tutaj nie ma, ale nie chciała się rozklejać. Po jednej łzie, nastałby ich istny wodospad. 
Usiadła na jednym z większych kamieni w pobliżu i zaczęła rysować patykiem, który miała pod ręką. Chłopiec i dziewczyna trzymający się za ręce. Tak, jak na łące, na plaży, w zimowej krainie, w mieście i dżungli.
- Adasiu... dlaczego tak musiało się stać? - szeptała sama do siebie i nagle usłyszała grzmot w oddali.
Odwróciwszy się, zaczęła szybko biec, by gdzieś się skryć. Na wzgórzu w oddali zauważyła małą jaskinię. Wdrapała się powoli i schowała w środku. Tutaj musiało być bezpiecznie. Położyła się i oglądała piękny krajobraz. Każdy piorun wywoływał u niej dreszcze, ale nie bała się. Wiedziała, że jest ktoś kto nad nią czuwa. Cały czas rozmyślała o odejściu Adama.
Nagle usłyszała pisk.
- Psst... Ewo.
Zerwała się i obejrzała dokładnie miejsce pobytu. Nic nie wskazywało na czyjąś obecność...
- Psst... Ewo.
Znowu to samo.
- Halo? - spytała, a jej głos odbił się od ścian jaskini.
- Tutaj.
Popatrzyła na swoją dłoń, a na niej stał siwy szczurek.
- Ach! - wystraszyła się, a on odbił się od ściany i upadł z piskliwym jękiem.
- Och, tak się nie robi - zapiszczał i podszedł do dziewczyny. - Jestem Szczurem.
- Widzę - powiedziała wpatrując się w jego bystre oczka. - Zwierzęta tutaj mówią?
- Tutaj jestem tylko ja, ale gdzie indziej... jest nas więcej - rzekł co chwilę drapiąc się po uchu.
- W Krainie, o której mówił Adam? - spytała podekscytowana.
- Tam ich nie ma. Są gdzie indziej. W Piekle.
Dla Ewy to słowo było odpychające.
- To druga kraina?
- Tak, ale o wiele lepsza. Możesz tam robić co zechcesz... Wyobraź sobie: panujesz nad wszystkim, możesz robić co tylko ci się wymarzy! A w tej drugiej Krainie. No cóż, nie jest tak dobrze - zapiszczał Szczur.
- W takim razie... jak tam można się dostać? - zapytała cicho Ewa, którą mocno wstrząsnął opis Krainy Szczura.
- Musisz - przerwał na chwilę. - Się Mu przeciwstawić.
- Ale... komu? - nastolatka lekko się zaniepokoiła. Coś w tym szarym szczurku wzbudzało w niej podejrzenia.
- Temu, który zbudował ten świat. Nie rozumiesz? - małe zwierzątko weszła na jej bladą, małą dłoń.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- To jest po prostu test. Głupi test - wyjaśniał, a na zewnątrz rozległ się głośny huk pioruna. - On was sprawdzał, a później...
- Później dostaniemy się do fantastycznej Krainy, o której mówił mi Adam - szepnęła i uśmiechnęła się smutno, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Nadal nie rozumiesz! - zapiszczał podenerwowany szczur.
Ewa ściągnęła brwi. Czego nie rozumiała?
- On pozwala na wasze cierpienie, wysłał was do tej przeklętej zimowej krainy, wysłał do was bezdomnego starca i postawił kawiarenkę z ciastkami na początku miasta. A po co? Żeby was przetestować!
Dziewczyna zaczynała powoli analizować wypowiedź zwierzęcia. On... Ojciec wszystkich ludzi na świecie, jak mówił o nim Adam, testował ich? I pozwalał na płacz, zimno i odejście najbliższych...
- A skąd ty o tym wiesz? - zapytała.
- Obserwowałem was - pisnął, po czym zbliżył się do wyjścia z jaskini.
- On... ciebie też przysłał? - chciała dostać odpowiedź, lecz Szczura już nie było.

***

Ewa leżała bez ruchu. Bała się wykonać jakikolwiek ruch. Bała się przyszłości. I bała się, że On nie jest idealny. Nie jest taki, jakiego sobie wyobrażała.
Skulona, wpatrywała się w nocny krajobraz puszczy,który obserwowała przez wejście w jaskini.
W myślach analizowała wszystko, co wcześniej opowiedział jej Szczur. "Żeby was przetestować!" - te słowa rozsadzały jej czaszkę.
Rozumiejąc, że to jest czyściec nie spodziewała się wspaniałego szczęścia. W podświadomości czuła, że będzie cierpieć, ale nie wiedziała, że to się stanie przez kochającego Ojca.
Ojciec nie pozwoliłby na cierpienie swojego dziecka, myślała.
 I obserwując spadające na ziemie krople deszczu, zmrużyła oczy, z których spłynęła samotna łza.

***

- Płakałaś - obudził ją piszczący głos. Otworzyła spuchnięte oczy i ujrzała przed sobą lekko rozmazany ryjek Szczura. No tak... Kogo innego się spodziewała?
- Dodaj to do listy reszty cierpień, które tu przeżyłaś - powiedział i wybiegł z jaskini. Na zbyt zielonej trawie przystanął i spojrzał na dziewczynę. - Na co czekasz? Chyba nie chcesz tu siedzieć... wieczność.
Ewa wstała chwiejnym krokiem i powoli udała się za zwierzęciem. Przeszli obok zwalonych drzew, jezior i innych pięknych części puszczy, ale nastolatka nie zwracała na nie uwagi. Bardziej przejmowała się Nim, Adamem i tym, gdzie prowadzi ją Szczur. Czuła świeżą woń powietrza i zaczęła rozmyślać nad tym, jakie są tu inne "światy" i jaki jest świat, który opisywał Szczur. Lepszy niż Kraina?
Gałęzie dotykały jej twarzy, tenisówkami trafiała w podmokłe tereny, a paprocie owijały jej kostki. Po kilkunastu minutach męczącego marszu, zwierzę wreszcie się odezwało:
- To tutaj. - Ewa się rozejrzała.
Było to miejsce bardziej nasłonecznione niż inne. Przez korony wzniosłych drzew wpadało jasne światło tworząc magiczną obwódkę wokół roślin tutaj rosnących. Dziewczyna pomyślała, że to miejsce musi być wyjątkowe.
Usiadła dziwnie zmęczona tą wycieczką. Nie poczuła wilgoci, a zadziwiające ciepło. Trawy były miękkie. Wzniosła twarz do słońca, aby odpocząć, ale przerwał jej to Szczur.
- Wstań.
Ewa nie skora do sprzeczek z nim, posłusznie wykonała jego polecenie.
- Odpowiedz na moje pytanie. Czy chcesz zerwać z Czyśćcem i wreszcie przenieść się do mojego świata? Lepszego świata. Tam, gdzie zaznasz wiecznej rozkoszy. Chodź ze mną.
Nastolatka zaczęła się stresować. Teraz musi wybrać, czy chce iść do świata Szczura czy do Krainy. Komu ma ufać? To będzie jej decyzja, której skutki będzie odczuwać wiecznie...
- Nie wiem... - szepnęła wpatrując się w jasne, niemal szare niebo. Jej głos był drżący, wyrażał smutek i strach, który wręcz rozrywał ją od środka.
Bystre, czarne oczka zwierzęcia spoczęły na jej twarzy. Odrzekł po chwili ciszy:
- Musisz odpowiedzieć. Teraz - usłyszała stanowczy głos Szczura.
Ewa zemdlała. Gdy oprzytomniała, oślepił ją trudny do zdefiniowania blask. Ale skąd pochodził? Otworzyła oczy. Wisiała w próżni. Pragnęła spojrzeć na swoje dłonie, stopy, aby mieć świadomość, że chociaż ona żyje, jest prawdziwa, lecz jej wzrok nie napotkał nic. Nie istniała. Po pojawieniu się tutaj, spodziewała się czuć nieustanny ból wkradający się do każdej komórki ciała i do każdego zakamarku umysłu. Ale nie odczuwała nic. Brak smutku, strachu i złości. I to było znacznie gorsze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz