sobota, 31 października 2015

Ta Młoda #2: Płatek róży

Przepraszam, bo właściwie rozdział miał być wczoraj, ale niestety nie miałam czasu. :( Przepraszam!

***
ROZDZIAŁ 2: PŁATEK RÓŻY

"Bo... bo one mi przypominają... mojego przyjaciela. On tu mieszkał, ale zginął i zawsze miał przy sobie płatek z róży - szepnął."


Czułam dziwne podekscytowanie. Nie byłam smutna śmiercią mamy. Byłam szczęśliwa. Czemu czułam radość? Po co ja się na to zgodziłam? Dlaczego? Co będzie dalej? Nie wiem..., ale zacznijmy od początku.

Weszłam przez tunel. Poczułam szarpnięcie w okolicach pępka. Na początku było mi niedobrze. Bardzo szybko biło mi serce. Coś wypchnęło mnie z tunelu i wylądowałam na kolanach.

- No... trzeba się przyzwyczaić - rzekł Zenir - oto twoje nowe życie.

Staliśmy na wysokim wzgórzu. Zenir wskazał ręką na miasto na dole. Po prawej i lewej rósł bujny las.

- Dzisiaj nie idziesz jeszcze do szkoły... - zaczął mój nowy tata, przysiadając na pniu wyciętego drzewa.

- Jakiej szkoły?! - zdziwiłam się.

- Normalnej - wykrzywił usta pokazując kły - Wyższej Szkoły Wampirów.

- Co?! To ile tu jest wampirów?

- Mnóstwo. Mamy trzy kontynenty: Lamia, Mutilato i Sanguinem. Teraz jesteśmy na Lamii. W kraju Nox. Wiesz, że mówisz po palesku? Haha, tak. Nawet się tego nie odczuwa.

- Jeju... a ja myślałam, że wampiry nie istnieją... a ty mi wyskakujesz z jakimiś kontynentami, językiem... - z przejęcia usiadłam na trawie.

- No, ale wampiry nie istniałaby, gdyby nie ludzie. Porywanych zostało aż 50% naszej społeczności. Chodź, Xenia. Zbierajmy się.

Wstaliśmy i poszliśmy polną drogą aż do miasta.

W mieście, w którym mieszkam, a nazywa się Nigrum, spotkałam wiele wampirów. Nie wyglądały bardzo strasznie, tak jak to ludzie sobie je wyobrażają. To znaczy, niektóre z nich były straszne, ale większość wyglądała bardzo łagodnie.

Wiele uliczek było dziwnie... ciemnych. No i... tutaj zawsze jest noc..., dowiedziałam się tego od Zenira. Bo wampiry nie mogą przeżyć w czasie dnia. Nawet zasłonięte zasłony nie dadzą rady całkowicie zasłonić promieni słońca. Dlatego też, król Lamii za pomocą swoich potężnych czarów, sprawił że tu nigdy nie ma słońca.

- No, oto nasz dom! - powiedział z widoczną radością tata.

Był to duży, pomalowany na czerwono dom. Do niewielkiego zamku upodobniały go strzeliste, czarne wieżyczki. Przy domu rosły czerwone róże i właściwie tyle... .

- Czemu te róże są uschnięte? - spytałam.

- No bo niestety przy wampirach róże usychają - odpowiedział Zenir.

- To dlaczego je zasadziłeś?

- Nie ja, tylko mój ogrodnik, który je uwielbia. A nie jest wampirem, więc nie wiedział o tym. I już nie każę ich usuwać, bo to byłoby niemiłe.

- Nie jest wampirem? - zdziwiłam się.

- No... tak. Jest człowiekiem. Jest tu parę nie-wampirzych. Na przykład król Lamii to czarodziej.

- Och. Mogę wejść?

- Oczywiście, wchodźmy.

I weszliśmy przez drewnianą, czerwoną furtkę. Gdy przechodziłam przez ogródek zauważyłam, że róże, które były już uschnięte, jeszcze bardziej się uchyliły ku ziemi. Stanęłam przy wielkich drzwiach frontowych i już miałam sięgać do klamki, gdy one same się otworzyły!

- Wprowadziłem twoje DNA. Otwierają się tylko przede mną i tobą, no i przed Jeremim - naszym ogrodnikiem.

Dom był piękny, umeblowany troszkę staroświecko, ale to właśnie dodawało mu uroku.

- Beno, salvi! Jeremi jestem - nagle zza rogu wyłonił się bardzo przystojny chłopak, na oko 18-letni.

Miał kręcone, ciemne włosy opadające lekko na czoło i piwne oczy. Ubrany był w czarno-czerwoną szatę.

- To... ty? Ogrodnik? - palnęłam, nawet nie myśląc nad wypowiedzianymi słowami, bo w zasadzie wyobrażałam sobie inaczej tego ogrodnika. Raczej jako starszego pana z długą, siwą brodą.

- Ito - powiedział z uśmiechem.

- Ito? Co to znaczy? - spytałam lekko zaczerwieniona.

- To znaczy tak po palesku. A beno salvi to witam - powiedział Jeremi odgarniając ręką włosy.

Wtedy poczułam jakieś podniecenie. Tak troszkę.

- Tak... możesz nie znać niektórych zwrotów, ale to na początku normalne - rzekł wchodząc do kuchni Zenir.

Ale nie słuchałam co mówi, patrzyłam cały czas na Jeremiego, a gdy on spojrzał na mnie odwracałam zawstydzona wzrok.

- Xenia, idź zobacz swój pokój na górze, myślę, że ci się spodoba - powiedział po jakimś czasie tata i wskazał na schody.

Szybko wbiegłam przeskakując po dwa stopnie i znalazłam się na małym korytarzu. Był jedne drzwi po prawej, a drugie po lewej. Pociągnęłam za klamkę drzwi lewych, ale jednak się nie otworzyły, nagle odchodząc zauważyłam tabliczkę na drzwiach - "Prohibiti wstęp" Chyba prohibiti znaczy zakaz? Ale co jest za tymi drzwiami? Dziwne...

Skierowałam się do prawych drzwi, a one z łatwością się otworzyły. Pokoik, choć mały był śliczny. Nie taki mroczny, jak ogólnie cały dom. No, poznałam tylko część domu, ale reszta jest zapewne podobna.

- I jak ci się podoba? - z zamyślenia wyrwał mnie czyiś głos.

Odwróciłam się i w progu stał Jeremi.

- Xenia, tak? - spytał, podchodząc bliżej.

- T-tak - odpowiedziałam.

Usiadł na łóżku trzymając w ręku różę.

- To dla ciebie. Ja kocham róże, a ty? - podał mi czerwony, piękny kwiat, ale gdy go dotknęłam róża uschła.

- Ojej... - szepnęłam - dziękuję, to znaczy... przepraszam... .

- Nic się nie stało - uśmiechnął się.

- Jeżeli wiesz, że one usychają, to dlaczego je posadziłeś przed domem?

- Bo... bo one mi przypominają... mojego przyjaciela. On tu mieszkał, ale zginął i zawsze miał przy sobie płatek z róży - szepnął.

- Przykro mi. Ale był człowiekiem?

- Nie. Został porwany, tak jak ty. Był pół-wampirzym. I był synem Zenira. Nie pytaj go o to, bo nie lubi o tym wspominać - popatrzył mi w oczy, mówiąc to. Czułam się troszkę dziwnie.

- To dlaczego nosił przy sobie płatek róży, jeśli ona usychała przy nim?

- Przypominało mu to tamto życie i Jak popatrzył na płatek to przypominał sobie, że teraz jest wampirem i nie może się poddawać, ani się zamartwiać, bo to jego nowe życie. Na początku oczywiście był szczęśliwy, radosny z tego życia, lecz później... eliksir przestawał działać.

- Jaki eliksir? - przestraszyłam się.

- No, porwanym się daje taki eliksir, poprzez cząsteczki powietrza. Dostaje się do płuc i to działa przez cały dzień. Porwany nie czuje smutku, lecz szczęście i podekscytowanie. Zgadza się przejść przez tunel. To ułatwia porywanie. Wiesz... mniej pracy - uśmiechnął się smutno - jednak ja nie znoszę tego. To takie okłamywanie mózgu, no... i ty pewnie też to odczuwałaś.

- Tak - zbierało mi się na płacz - nie przejmowałam się śmiercią mojej mamy. Cieszyłam się z nowego życia i jakoś poczułam miłość do Zenira, taką ojcowską. Teraz... chcę do mamy. Do domu!

Rozpłakałam się, a Jeremi przytulił mnie lekko i szepnął:

- Nie martw się, razem to przetrwamy i nie pozwolę ci na śmierć, tak jak mojemu przyjacielowi... Jankowi Dąbrowskiemu.


***
Przeczytaj Ta Młoda na Wattpad:Ta Młoda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz